sobota, 2 lutego 2013

Prolog


Z perspektywy Margaret

- Że co proszę?! - krzyczałam na rodziców.
- Kochanie, uspokój się. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale tak z ojcem postanowiliśmy i tak będzie. Nie zmienisz tego. Przeprowadzamy się do Londynu i koniec tematu. - moja mama jak zwykle mnie nie rozumiała. Bo oczywiście najważniejsza jest praca. Przecież można mieć w dupie uczucia własnej córki. W złości odwróciłam się i pobiegłam do swojego pokoju. Słyszałam za sobą krzyki mojej rodzicielki, ale nic sobie z tego nie robiłam. Czy gdy wszystko zaczęła się układać w tym moim popierdolonym życiu, Oni mi muszą wykręcać taki numer? I co, teraz mam zostawić moje słoneczne i piękne Miami dla jakiegoś wiecznie zachmurzonego Londynu? Gdybyśmy się przeprowadzali do innego miasta to może bym to zrozumiała, ale nie. My się przecież musimy wynieść aż na inny kontynent, bo: po pierwsze - praca rodziców. Czyli w skrócie mama dostała zlecenie na jakąś kolejną sesje, a tata ma tam swoje interesy. A po drugie - znudziła im się już Floryda i tak sobie wymyślili, że dla odmiany pomieszkamy trochę w Anglii. Już się boję co będzie następne. Chiny? Australia? A może Afryka, co? Tylko czy Oni do cholery nie rozumieją, że ja mam tu przyjaciół, chłopaka, plażę, ocean... Dla Nich to po prostu zmiana zamieszkania, a dla mnie nowe miasto, nowi ludzie, nowa szkoła. Ogólnie wszystko nowe.
Wybiegłam z domu, chcąc natychmiast powiadomić Adama - mojego chłopaka. Po dwudziestu minutach pędem, potykając się o własne nogi, wbiegłam do hali, gdzie trenuje rugby ze swoją drużyną. Czekałam przy wyjściu od szatni zawodników. Po piętnastu minutach w drzwiach stanął Adam. Gdy mnie zauważył od razu do mnie podszedł.
- Hej słońce. Co tu robisz ? - zapytał całując mnie w policzek.
- Musimy porozmawiać. - odpowiedziałam szybko. - Teraz.
- Ej, coś się stało, bo zaczyna się robić groźnie. - zażartował, ale mi wcale nie było do śmiechu. Pociągnęłam go za rękę parę metrów od szatni.
- Więc?
- Wyjeżdżam. - powiedziałam beznamiętnie nie okazując żadnych emocji. Nie chciałam płakać. Nie chciałam aby myślał, że jestem aż tak słaba, choć prawda taka właśnie była.
- Skoro tak, to na razie. - odrzekł kierując się w stronę wyjścia z budynku. Nie wiedziałam co powiedzieć. Nawet nie przypuszczałam, że On mógłby się tak zachować. Przez te pół tora roku byliśmy najszczęśliwszą parą. Każdy nam zazdrościł. A teraz?
- I co? Tylko tyle mi powiesz?! - krzyczałam z, niestety, załzawionymi już oczami.Nie mogłam tego powstrzymać. A może nie chciałam?
- A co mam ci jeszcze powiedzieć? - spytał podchodząc do mnie. - Wiesz, że nie interesują mnie związki na odległość. Byliśmy razem. Było fajnie, a teraz bajka skończona.
- To ja cię kochałam, właściwie to nadal kocham, a ty mi wyjeżdżasz z tekstem, że dla ciebie to nic nie znaczyło?!
- Kotku, nie ty jedna mnie kochasz. - puścił mi oczko i wszedł z powrotem do szatni. Bezczelność. Czym prędzej wybiegłam z hali, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. Biegłam tak szybko jak tylko potrafiłam i już po chwili stałam zdyszana na progu. Weszłam po cichu, co było niepotrzebne, bo po głębszym zanurzeniu się w mieszkaniu stwierdziłam, że nikogo nie ma. Zrezygnowana opadłam na kanapę i włączyłam telewizor. Oczywiście na moje szczęście nic ciekawego nie leciało, a gdy już myślałam, że znalazłam ciekawy film, okazał się być on dennym dramatem opowiadającym o nieszczęśliwej miłości. W sumie, to o mnie też można by nakręcić niezłą ekranizację. Zagubiona nastolatka z problemami wyjeżdża z rodzinnego miasta, zostawiając przyjaciół i chłopaka, który okazał się tylko bawić jej uczuciami. Czy w nowym miejscu coś albo ktoś odmieni jej życie? Taaak... Z pewnością tak by wyglądał zarys fabuły tego filmu. No, należało by jeszcze dodać sceny ze szpitala psychiatrycznego. Nie wspominałam? Na serio? Jak mogłam pominąć fakt, że spędziłam prawie rok w takiej placówce. Powód? Pocięłam się. Wiem co sobie teraz pomyślicie. Głupia dziewczyna, która nie rozumie co mogła sobie tym zrobić. Ale jakoś nikogo - może z wyjątkiem tamtejszych psychologów - nie interesowało dlaczego to zrobiłam. Przyczyn było wiele. Moja - wtedy - najlepsza przyjaciółka okazała się być zwykłą szmatą, lecącą tylko na moją kasę. Ponad to, dowiedziałam się, że mój - aktualny wtedy - chłopak zdradzał mnie, ruchając się z Nią po kątach. Dodać do tego jeszcze, że moja babcia - jedyna osoba jaka mnie na prawdę rozumiała, odeszła... Jak miałam sobie z tym poradzić? To było dla mnie najlepsze wyjście. Wiem, że popełniłam błąd, ale człowiek będąc w takim stanie nie panuje nad niektórymi zamiarami i i nie potrafi racjonalnie myśleć. Zrobiłam to zbyt pochopnie.
Od trzech miesięcy, nawet ani razu nie widziałam żyletki, ale teraz czułam nie miłosierną ochotę sięgnięcia po nią. Jednak wiem, że to i tak nic nie da, a ulży mi jedynie na chwilę. Zmęczona własnymi przemyśleniami, zasnęłam.
Poczułam jak ktoś szarpie moje ramię. Leniwie otworzyłam oczy, ale oślepiona światłem lampy, ponownie je zamknęłam.
- Margaret! Margaret, wstawaj natychmiast. - krzyczał ktoś. Po głosie poznałam, że to mój ojciec.
- No już, już... - mruknęłam zrzucając z siebie koc. Swoją drogą jak on się na mnie znalazł? Pewnie instynkt rodzicielski obudził się w moim tacie. - O co chodzi? - zapytałam wchodząc do jego gabinetu.
- Zmienili nam lot. Zamiast wylatywać a dwa dni, wylatujemy dzisiaj w nocy. - powiadomił mnie pakując w pudła stosy swoich dokumentów. - Idź spakuj najpotrzebniejsze rzeczy. Resztę dowiezie nam jutro po południu firma przeprowadzkowa.
Nic nie mówiąc poszłam do pokoju. Wyciągnęłam spod łóżka dużą, czerwoną walizkę i zaczęłam do niej wrzucać ciuchy. Po spakowaniu niektórych par spodni, szortów, bluzek i kosmetyków, była już pełna. Wyciągnęłam więc jeszcze jedną z szafy. Ta była niebiesko - szara. Dopakowałam do niej swetry, marynarki, buty, bieliznę, koszule itp. Co prawda musiałam trochę po niej poskakać, ale to i tak sukces, że się zapięła. Do kartonów i pudeł zaczęłam pakować albumy, książki, zdjęcia, kuferki z biżuterią i inne duperele żeby oszczędzić firmie pakowanie moich rzeczy. W sumie to nawet nie mam pojęcia jak Oni przetransportują to do naszego nowego domu. Do jeszcze dwóch walizek dopakowałam resztę ciuchów, bo przecież miałam zabrać kilka rzeczy. Na koniec, do torby podręcznej schowałam chusteczki, MP3, słuchawki i na wszelki wypadek paszport z legitymacją. Wkładając telefon, spojrzałam na godzinę, co okazało się być złym pomysłem, ponieważ na tapecie było moje i Adi'ego zdjęcie. Po policzku spłynęła mi jedna łza, którą szybko otarłam wierzchem dłoni, mówiąc - "To już przeszłość". Od razu zmieniłam tapetę na jakiegoś słodkiego kotka, a wszystkie zdjęcia moje i Levis'a, usunęłam.
Dokończyłam pakowanie i zeszłam do kuchni, w której zastałam rozmawiających rodziców.
- O której mamy lot? - zapytałam, nalewając sobie sok do szklanki.
- O 23:30. - odpowiedział tata. - Spakowana?
Potwierdzająco kiwnęłam głową, a mężczyzna ruszył w stronę schodów. Po pięciu minutach, schodził już z moimi dwoma walizkami.
- Mówiąc zabierz najpotrzebniejsze rzeczy, miałem na myśli pastę, szczoteczkę, góra dwie pary bluzek, spodnie, buty i bluzę, a nie pół pokoju - oznajmił na co ja się zaśmiałam. Po wypiciu napoju, poszłam do pokoju przebrać się w przygotowane wcześniej ciuchy, którymi były : standardowe, czarne legginsy, szary, futrzany sweter przez głowę, a do tego bordowe emu. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na moje królestwo. Tyle  wspomnień. I tych dobrych i tych złych. Mam cichą nadzieję, że kiedyś tu wrócimy.
O 22:40 wyjechaliśmy spod naszego domu. Trudno mi się z nim rozstać, ale jeszcze trudniej jest mi się rozstać z przyjaciółmi. Żegnając się z Nimi, nie szczędziłam łez. Zresztą, Oni także. Obiecaliśmy sobie, że będziemy dzwonić, pisać lub rozmawiać przez Skypa. Nie zastąpi to nam prawdziwego spotkania, ale lepsze to niż nic.
Dojechaliśmy w 20 minut. Wszystkie sprawy były już załatwione, więc szybko weszliśmy na pokład samolotu. Od razu po spoczęciu na fotelu, wyjęłam słuchawki wraz z odtwarzaczem i włożyłam je sobie do uszu. Od tej chwili nic mnie nie interesowało. Patrząc w okno i podziwiając widoki, całkowicie oddałam się muzyce.


Witam :D
Od razu powiem, że NIENAWIDZĘ pisać prologów, ale jakieś wprowadzenie musi być :P Notka jest krótka, ale w końcu to prolog, nie? Mam nadzieję, że się podoba. Jeżeli tak to komentujcie, żebym wiedziała czy jest sens kontynuowania tego ;) Do następnego